„Przepraszam, że odpisuję na maila po tak długim czasie”, „przykro mi, ale musimy przełożyć spotkanie”, „niestety nie mogłam odebrać, odpisać, rozmawiać – przepraszam”. Dlaczego matki wiecznie przepraszają?
Kobiety, które mają dzieci (zwłaszcza małe) i są aktywne zawodowo wiecznie się tłumaczą. Na wszystkie sposoby i w rozmaitych kombinacjach. Z tego, że muszą wcześniej wyjść z pracy, coś im nie wyszło albo, że po raz piętnasty przekładają wizytę u… Często też albo uważają się za słabe jednostki, które na każdym kroku rozczarowują szefów, partnerów i przyjaciół albo – chcąc zadowolić wszystkich – stają na głowie, by szef pochwalił, rodzina pławiła się w szczęściu, a przyjaciele nie czuli się zaniedbani.
I wielu kobietom to się udaje. Przez jakiś czas. Potem jednak zawsze przychodzi chwila, kiedy muszą zjechać na pobocze i wykrzyczeć, że już nie mogą.
Zawsze kogoś coś przerasta. Tyle że matkom zdarza się to znacznie częściej niż innym – i to bez względu na staż macierzyński. Barierą nie do przejścia może okazać się zapalenie płuc trzylatka w chwili „dopinania” interesu życia, ale i problemy wychowawcze związane z buntem nastolatka.
Do problemu niskiej samooceny dochodzi również krytyczne nastawienie społeczeństwa. Lekarz, który patrzy wymownie, kiedy matka odmawia przyjęcia zwolnienia na dziecko, szef, który znacząco unosi brew , gdy matka nie chce pracować po godzinach, a nawet bliska koleżanka kwitująca prośbę o przełożenie spotkania krótkim i dobitnym słowem: „znowu?!”. Do listy problemów można dodać również szkoły na dwie zmiany i przedszkola, w których odbieranie dziecka o godz. 17 jest dozwolone, ale źle postrzegane – nawet jeśli ktoś nie może sobie pozwolić na niepełny wymiar pracy. W każdej z tych sytuacji, matce wydaje się, że jest samotna i bardzo rzadko uświadamia sobie, że jej problemy nie są czymś wyjątkowym.
Dlatego matki w kółko przepraszają, że nie mogły wcześniej wyjść i że nie mogą zostać. Bo trzeba zapłacić ubezpieczenie za samochód, zaprowadzić dziecko na lekcję pływania i ogarnąć dom. Widzą porażkę w czymś, co z natury rzeczy jest niemożliwe. Nikt nie potrafi robić kilku rzeczy w tym samym czasie, do tego w kilku miejscach naraz. Nawet najlepiej zorganizowany człowiek nie potrafi jednocześnie pomagać dziecku w rozwiązywaniu zadań z ciągów arytmetycznych, odpowiadać na e-mail i umawiać telefonicznie wizytę u okulisty. Właśnie ów brak świadomości, że to niemożliwe dla wszystkich, nie tylko dla matek przyczynia się do poczucia porażki. Nie wszystko co nas przerasta czy przytłacza jest naszym wyborem. Podobnie niedopięty budżet, czy przymusowy zasiłek chorobowy nie świadczy o niskich kompetencjach matek. Zamiast wiecznie przepraszać i walczyć z poczuciem winy, lepiej przeanalizować powody „porażki”, które w dużym stopniu są niezależne od nas.